Tokyo

Tokyo

Zaczęliśmy dzień od Mszy św.

W kościele siedzą za nami biali ludzie i tak mi się zdaje, że słyszę Polski, ale facet po japońsku śpiewa. Dzieci jednak ich zdradziły: to Polacy byli! Ale jakoś niezbyt rozmowni, więc tylko krótka wymiana uprzejmości i poszliśmy dalej do muzeum Sumida Hokusai, tego, co malował fale i górę Fuji. Sam budynek jest już bardzo ładny, futurystyczny. I bez koszy na śmieci 😀

Wystawa ciekawa, z wieloma opisami, Maciej wszystko dokładnie studiował.

Później poszłam z Marcelem do fryzjera. To było przeżycie!

Nie mówili w zasadzie po angielsku, ale się dogadaliśmy. Najdziwniejsze było mycie włosów, z ciepłym kompresem na czoło i kark. Na twarzy perfumowana bibułka, chyba, żeby woda na mnie nie chlapała. Jeszcze kocem nie przykryli. Facet też dziwnie mi włosy suszył, zupełnie bez użycia szczotki albo grzebienia, tylko jakoś tak rękami te włosy układał. A na koniec jeszcze masaż karku.

Ale ogólnie jestem zadowolona, jest to trochę inne cięcie niż zwykle, dużo kobiet takie ma tutaj.

Deser dnia: krem/ pianka/ pudding waniliowy w kształcie kotka 🐈 

Wieczorem za to my odpoczywaliśmy, a Krzysiek z Maćkiem poszedł do muzeum Ninja i wygrał zawody w rzucaniu gwiazdy ninja do tarczy 😀