Shirahama

Shirahama

Rano jak się schodzi robić kawę do kuchni to uciekają różne zwierzątka. W opisie domu było, że to wieś i może łazić np gekon po ścianach. Ale jeszcze tu nie widziałam. Za to najpierw przez pokój przebiegł mi krab (mamy takie bajorko z krabami w ogródku), a pod prysznicem nagle zaczął skakać mi pająk. Tak, skakać, bo to jakiś taki gatunek co nie chodzi, tylko skacze. Trochę miałam z nim stresu, bo ciągle się przemieszczał, w końcu zakryłam go miska i siedzi tam do teraz.

Pojechaliśmy pod bardzo starą świątynię założoną w roku 313 (!!!) przez mnicha z Indii. Cały ten kompleks świątynny jest na liście UNESCO. Jechaliśmy tam dosyć długo nad morzem i mogliśmy oglądać ładne widoki, bo tutaj linia brzegowa jest bardzo ciekawa. Co chwila z wody wyrastają skałki czy też inne wysepki.

Specjalnie nie podjechaliśmy pod samą świątynię tylko zatrzymaliśmy się trochę przed nią, żeby dojść do niej starą drogą pielgrzymkową, która łączy ze sobą świątynię na całym półwyspie (taka droga św Jakuba w wersji japońskiej). Droga była piękna, ułożona z omszałych kamieni, po bokach ogromne drzewa cyprysowe, ale ciągle idzie się w górę w wysokiej temperaturze i wilgotności powietrza. Dosłownie jak w saunie. Maję mogliśmy tylko lodem u góry motywować.

Doszliśmy do wioski pod klasztorem, weszliśmy do pierwszego sklepiku i rzeczywiście były tam lody. Ale takie z bloku lodu, który pan jakby utarł, polał jakimś syropem i skondensowanym mleczkiem. W sumie bardzo dobre.

Do świątyni trzeba było jeszcze sporo schodów w górę pokonać, ale było warto. Chyba przede wszystkim dlatego, że tam ludzie się rzeczywiście modlili a nie tylko przyjeżdżali turystycznie. 

0:00
/0:12

Jedno drzewo było takie wielkie, że można było przejść przez jego środek (!)

Główną świątynią była wspaniała, że śpiewami i kadzidełkami, cala zbudowana z ogromnych drewnianych bali.

Później powód, dla którego ta świątynia jest taka sławna: pagoda, a za nią ogromny wodospad. Robi wrażenie!

0:00
/0:08

Trzeba było jeszcze częściowo w palącym słońcu wrócić się do auta, ale droga w dół zawsze łatwiejsza. 

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy jednych ze skał wystających z wody. 

W planach było jeszcze wieczorne plażowanie, ale już wszyscy mieli dość i w dodatku trochę popadało.

W domu po staremu: pająk pod miska, kraby w ogródku.

Otwieram jedną kotarę, a tam samuraj! Ten dom ma dużo dziwnych zakamarków…