Shirahama
Po pierwsze się wyspaliśmy i powoli, bez pośpiechu zjedliśmy śniadanie.


Niebo było bezchmurne, więc nie było szans, żeby gdzieś na zewnątrz siedzieć. Podjechaliśmy więc do akwarium z krabami. Najlepsza część: głaskanie krabów i innych stworzeń morskich, np fałszywego ogórka morskiego 😀








Były tam też bardzo żarłoczne, ogromne żółwie, które można było karmić.
Po południu, jak już się trochę zachmurzyło pojechaliśmy na jakąś znaną w okolicy plaże. Rzeczywiście piasek bardzo mięciutki, biały, ale sporo ludzi. Za to woda dużo bardziej ciepła.



Po drugiej stronie cypelka był widok na ładne skały w oceanie, idealne miejsce, żeby oglądać zachód słońca. W ogóle linia brzegowa jest bardzo ciekawa z zatoczkami, wysepkami, zawijasami. Za każdym zakrętem otwiera się nowy widok.

Wczoraj wieczorem nasi sąsiedzi palili przed domem coś w stylu małego ogniska i nie za bardzo wiedziałam co robią. Tutaj nad brzegiem oceanu też były ze trzy grupki ludzi, palili malutkie ogniska, dzwonili dzwonkami - pewnie jakieś modły odprawiali.
My odpoczęliśmy jeszcze chwilę w onsen dla stóp, z ciepła, chyba mineralna woda. W tym miasteczku jest kilka takich miejsc, są bezpłatne, każdy może na chwilkę przyjść.


Na wieczór dwie dziwne przekąski:


zestaw czegoś, co zjadłam, ale były tam tak dziwne smaki, że zidentyfikowałam tylko rybę. Druga rzecz to jakby galaretki, ale o takiej ciągnącej się konsystencji z mielonym sezamem (chyba).