Przylot do Tokio i Kamakura

Za nami pierwszy dzień w Japonii. Lot był długi (13 godzin), ale w zasadzie nie aż tak męczący. Gorszą była zmiana czasu, przez nią zupełnie wypadła nam noc (jak u nas jest północ, tam już jest rano).

Wylądowaliśmy po szóstej i trzeba było jakoś cały dzień przetrwać bez snu, żeby się przyzwyczaić do zmiany czasu.



Nasze mieszkanie miało check -in dopiero od 15, więc nie chciało nam się czekać w moście i podjechaliśmy na plażę do miasteczka Kamakura, dawnej stolicy Japonii.
Poszliśmy do sklepiku, na plaże i można było trochę się rozprostować. Marcel nawet przez fale skakał, troszkę odpoczęliśmy. To miasteczko słynie ze swoich świątyń, my mieliśmy siłę zobaczyć jedną.

























Znad morza prawie 2 godziny jechaliśmy do naszego mieszkania. Wszyscy padli 😀 Wieczorem szybka kolacja i spanie dalej.

Wszystko jest tu inne, trzeba od nowa nauczyć się wszystkiego, bo wszędzie masa przycisków, piloty: do światła, do toalety, do kuchenki. Inny świat.