Przyjemności bezrobocia
mogą się wkrótce skończyć: wypasione śniadania i obiady, basen o 11 w środku tygodnia, czas na wspólne oglądanie serialu i dużo sportu. Ale formalnie to ja nawet bezrobotna nie jestem bo jestem/ byłam freelancerem.
Wszystko rozstrzygnie się jutro, ale to już prawie tylko formalność (tak się pocieszam). Wracam do stałego zatrudnienia i sama sobie dziwię, się na to cieszę. Nie była to łatwa decyzja, szczególnie, że w pewnym momencie miałam wszystkie możliwości otwarte: etat i dalsze bycie freelancerem. Bycie swoim szefem jest super, ale problem jest taki, że dostaje się tylko takie zlecenia, w których już jest się ekspertem. Coś się tam zawsze człowiek nauczy, nabierze doświadczenia, ale jakieś duże zmiany nie są możliwe. A tu skacze na głęboką wodę, w tak bardzo techniczny temat, że nawet nie wiem jak wytłumaczyć normalnym ludziom co robię.
Bardzo sie cieszę, że do ostatniej chwili miałam alternatywę: stare, znane i duże pieniądze, czy rozwój. Był ból wyboru, ale za to jest to bardzo świadoma decyzja, której na pewno nie będę żałować, ani myśleć co by było gdyby….
Nową firmą jest super, a raczej ludzie, w niej pracujący. Bardzo sympatyczni i bez zadęcia. Zobaczymy jutro, czy będzie mi dane z nimi pracować.
Ps: Mam to!