Początek

Początek

28.04.2025

Zaczynam jeszcze raz! Prowadziłam już jakieś blogi wcześniej, potrzebuje tego znowu. Z jednej strony potrzebuję gdzieś się wyżyć kreatywnie, zwłaszcza, że chwilowo nie mam pracy, która mi zaspokajala ta potrzebe. Z drugiej strony chyba sporo ciekawych rzeczy robimy, warto to dokumentować.

 Dzisiaj dzień szczególny, bo w końcu, po około 8 latach zapisałam się znowu na Landshuter Fusswallfahrt. Pielgrzymka zaczyna się w Landshut o 14, kończy około 10 rano w Altötting. Przez noc robi się 65 km. Zupełny hardcor.

Wallfahrt – Google My Maps
Wallfahrt

Pierwszy raz szłam z grupą ludzi z firmy Antonelli. Tak btw, to ciekawy pomysł na team-event. Poszliśmy razem, bardzo różni ludzie: ja, Wolfgang, Antonella z mężem i Gordon. Pielgrzymka była porządna: różaniec, litania, śpiewy i tak cala noc, da capo al fine. Na początku mąż Antonelli wkurzał się, że mówi „Zdrowaś Mario” po włosku. Jakiś tam odpowiedzi na zawołania po niemiecku nie znał nikt z nas. Ale po tylu godzinach modlitw nawet ci niewierzący potrafili wszystkie modlitwy i odpowiedzi.

Było hardcorowo. W środku nocy do zmęczenia dochodzi zimno. Więc chociaż to koniec maja, to idzie się w czapce i puchowce. Chyba najgorsze sa postoje z jedzeniem, bo zaczyna się czuć zakwasy a do tego ten chłód. Ale jak się człowiek przemoże, to zakwasy można rozchodzić i idzie się dalej następne kilometry. Wszystko ma jednak swoje granice… Z całej naszej grupy tylko Wolfgang doszedł do Altötting, my dosłownie polegliśmy 10 km przed, na ostatnim postoju. Pamiętam jak dziś, jak ludzie po prostu kładli się na poboczu, w jakimś błocie, chaszczach i nie mogli już nawet się ruszyć, zeby wziasc kanapki. A później odchorowywalismy to jeszcze ze dwa dni. Tak to było.

 Czas teraz powtórzyć, ale może z lepszym przygotowaniem. Na razie dużo sportu, w planach też przejście monachijskiej Jakobsweg. Tym razem powinno się udać!