Paryż - sobota
Zaczęliśmy naszą wycieczkę z opóźnieniem, bo z powodu mgły w Paryżu samolot nie mógł wystartować (a raczej lądować) i czekaliśmy w samolocie godzinę na poprawę pogody.
Na miejscu przypomniałam sobie dlaczego ostatnim razem unikałam jazdy metrem (z walizka): te strome, długie schody do stacji metra! Trzeba zejść gdzieś w okolice piekieł już, żeby dostać się na peron.
Ale dojechaliśmy, mamy mieszkanko w okolicach Bastylii, wiec w bardzo dogodnym miejscu do zwiedzania. Po drodze kupiliśmy kilka rzeczy na lunch (pyszne wino!), chwilkę odpoczęliśmy i już można było ruszyć na zwiedzanie.



Na początek muzeum Cognacq-Jay, malutkie, ale w bardzo ładnych wnętrzach.







Dosyc szybko nam zeszło zwiedzanie, więc poszliśmy do muzeum miejskiego (po drodze zahaczając o bibliotekę ze starymi mapami!),




które jest zaraz obok i też bezpłatne. Bylam w nim rok temu, ale jest tak ogromne, że nie zobaczyłam wszystkiego. Tak było też tym razem, bo to trzy piętra + piwnica, no ilość eksponatów przytłacza. Sa obrazy, całe pokoje przeniesione z pałaców i mieszkań, sklep zaprojektowany przez Alfonsa Muchę, ale też znaleziska archeologiczne, kołyska dla dzieci Napoleona itd. Ogrom rzeczy.











A my trochę się spieszyliśmy, bo mieliśmy jeszcze bilety do Saint Chapelle na popołudnie.






Przeszliśmy uliczkami pod kaplicę i najpierw trzeba było stać w wielkiej kolejce i czekać na wstęp, ale wszystko warto, żeby zobaczyć to wnętrze. Powalające piękno.






W drodze powrotnej popatrzyliśmy trochę na Notre Damę (na plocie dalej wiszą plansze ze zdjęciami i opisami odnowy katedry) i wpadliśmy do Irish pubu (z dobrą muzyką!) na Guinessa.



