Paryż - poniedziałek
Po śniadaniu idziemy do archiwum narodowego. Znajduje się w bardzo ładnym pałacu, ale ma też małe muzeum na parterze. W gablotach przeróżne dokumenty: testament św Denisa, bulla papieża Klemensa, list Joanny d‘Arc, dokument unieważniający małżeństwo Napoleona i Josefiny,szyfr Marii-Antuonette i wiele innych. Była też akurat wystawa czasowa dokumentów związanych z Viktorem Hugo i można było m.in.zobaczyc jego testament. Dalej jest jeszcze zachowanych kilka sal dawnego pałacu, które można zwiedzać













Ogólnie szliśmy w stronę restauracji, gdzie mieliśmy zarezerwowany stolik, ale po drodze weszliśmy jeszcze do kościoła św Mikołaja. Bardzo ładny, ale też bardzo okopcony i zakurzony, przydała by mu się takie generalne sprzatanie jak Notre Dame.









No i w końcu dotarliśmy do Bouillon Julien, miejsca, na które natrafiłam przez reportaż Arte, zupełnie przez przypadek tydzień przed wylotem. Bouillon to nazwa restauracji, coś w stylu baru mlecznego. Z tą tylko różnicą, że kilka tych starych, z tradycjami znajduje się w niesamowitych miejscach. Karta jest prosta, ceny niskie, a jedzenie domowe, ale wszystko jest eleganckie. A sala w stylu secesyjnym to po prostu szał! Wzięliśmy zupę cebulową i pasztet z gęsi, słynny bulion i cielęcinę z grzybami, a na deser mus czekoladowy i hmmm, coś w stylu ciasta. Do tego karafka wina białego i czerwonego, a za całość zapłaciliśmy tylko 50 euro z małym kawałkiem!






I to tyle paryskiej przygody. Do następnego razu 😌

