Letnie wejście na Wendelstein (zachodnia ściana, bez tlenu)

Letnie wejście na Wendelstein (zachodnia ściana, bez tlenu)

To była ciężka wycieczka. Zaczęłyśmy znowu w sobotę późnym popołudniem. Szybko przejechałyśmy w okolice Bayrischzell, znalazłyśmy parking (z wodospadem!) i w zasadzie zaczęłyśmy od razu przygotowywać się do nocy: mycie w rzece, zupka chińska i wino. 

Znowu latało sporo świetlików, poza hukiem wodospadu było cicho, ale jakoś źle nam minęła noc. Może było za jasno (chyba księżyc mocno świecił), my miałyśmy dziwne sny, a nad ranem zrobiło się naprawdę zimno. 

Trochę rano nam zeszło na piciu kawy, herbaty, przygotowaniu śniadania i trochę za późno byłyśmy znowu na szlaku. Za późno na Msze, która miała być o 11 pod szczytem Wendelstein (to najwyżej położony w Niemczech kościół). Trzeba było więc narzucić tempo i iśc bez większych przerw.

Na początku dosyć źle wyglądało z pogodą, przyszły jakieś czarno chmury, nie wyglądało to wcale zachęcająco . Może dlatego nie spotkałyśmy prawie wcale ludzi na szlaku, chociaż to bardzo popularne miejsce.

Była jedna przerwa na śniadanie, a tak to krok po kroku pięłyśmy się dzielnie w górę. Widoki takie wiejsko-alpejskie: pagórki, gdzieś w oddali zaśnieżone szczyty, łąki i krowy na nich. 

Naszą drogą na samym końcu przecinała drogę kolejki i tam było najbardziej strome podejście. Ale czasu co raz mniej, za 20 minut Msza, idziemy dalej! 

Udało się! Weszłyśmy na taras widokowy, napiłyśmy się wody i poszłyśmy pod kościółek, a tam…. zamknięte! Jakaś pani nam powiedziała, że Msza dzisiaj odwołana, bo we wsi obok wielki festyn jest. No szkoda, że nikt ogłoszeń nie zaktualizował….

Na górze okazało się też, że jednak pogoda nie odstraszyła turystów, sporo ludzi było, tylko wszyscy po prostu wjechali kolejka.

My za to zjechałyśmy nią w dół. No nie poszło nam wszystko według planów, ale jestem i tak z nas dumna, że w takim czasie udało nam się wejść prawie 1100m w górę 💪