Fuji

PoDzisiaj niedziela, więc najpierw wybraliśmy się do kościoła. Nie do końca byliśmy pewni, czy godzina się zgadza, ale się udało. Ciekawostka taka, że tu w ogóle nie klękają, nawet nie mają klęczników w kościele. Zamiast tego ludzie do nisko kłaniają.



Pogoda dzisiaj taka deszczowa, raz padało, raz nie, więc nie było co w ogóle pchać się na platformę widokowa na Fuji, tylko pojechaliśmy do skansenu tradycyjnej wioski japońskiej.

Byłam przygotowana na komercję, a to wszystko takie estetyczne było! Deszcze przegonił też większość turystów, więc mogliśmy chodzić i oglądać w spokoju. Domki są położone już na podnóżu Fiji, kryte słoma, stare, drewniane. Świetny klimat jest w nich, tak dobrze się oddycha. W niektórych domkach jest jakiś sklepik, w innych wystaw, czasem można wejść na wyższe piętro i coś tam pooglądać. Ogólnie bardzo się nam podobało, a na koniec wstąpiliśmy do sklepiku z pamiątkami i też byłam pozytywnie zaskoczona, bo zero chińszczyzny tylko same ładne, japońskie rzeczy.




























Ale byliśmy głodni i znowu najpierw trzeba było zrobić wycieczkę do supermarketu. Tylko Maćkowi się udało kupić kurczaka, bo okazało się, że kurczak w jednym przypadku to ryba a w innym, że to schab. Ale było dobre! W ogóle te zestawy są bardzo tanie i to fajna opcja jak się samemu nie gotuje, a nie za bardzo jak jest pójść do restauracji. Niestety mamy tu mega małą kuchnie, tylko z mikrofalówką, a w markecie takie ryby za jakieś marne grosze. Gotowałabym!

Po sjeście pogoda dalej niepewna, więc wybraliśmy się do onsen: tradycyjnej japońskiej łaźni/ gorących źródeł. Najpierw zdejmuje się buty. Później jest podział na kobiety i mężczyzn. Wszyscy rozbierają się do naga przed szafkami i idą dalej do czegoś w stylu łaźni się dokładnie wymyć. Każdy siedzi wrzeszczy swoim kranikiem na takim niskim stołeczku i polewa się wodą z miseczki. A później już można wchodzić do różnych basenów. Ale nie są to głębokie baseny, tylko takie na pół metra może, bo w nich się siedzi. A siedzi się z takim małym ręczniczkiem na głowie. Baseny były trzy i wjazdem następnym woda co raz bardziej gorąca, aż do 40 stopni. A za oknem zarys Fuji w chmurach 😌
Wyszłyśmy jeszcze na zewnątrz i tam było pięknie, bo jeden basenik był zbudowany z wielkich, nieregularnych kamieni, a drugi wyglądał jak wielka balia. Dookoła las, pachnący.
Zdjęcia poniżej nie moje, bo nie można robić tam zdjęć, ale tak to wygląda (jak jest widok 😀)



I to tylko na dzisiaj. A nie, właśnie grają na ulicach jeszcze hymn Japonii. Raz rano i dwa razy wieczorem. Dobranoc 💤